Czasy, gdy miałem 20-25 lat wspominam bardzo miło. Był to okres, gdy z racji posiadania mnóstwa wolnego czasu rzadko odkładałem wędkę na dłużej niż dwie doby.
Pochłaniałem wędkarstwo w niemal każdy możliwy sposób: zawody spinningowe, prywatne wędkowanie, fotografia wędkarska, działalność w społecznej straży rybackiej, prowadzenie przez pewien okres czasu szkółki wędkarskiej, czy też pisanie na portalu WCWI (ostatnia moja publikacja w 2013 r.). Przyszło jednak dorosłe życie, nowe obowiązki, nowe zajęcia i całe moje wędkarstwo powolutku z dnia na dzień traciło priorytet.
Minęło kilka lat, podczas których nie trzymałem wędki w ręce. Wtedy też wędkarstwo zaszczepione we mnie od dziecka zaczęło gdzieś tam przebijać się z głębi poodkładanych spraw i zajęć. Szaleństwo życia, pracy, codziennych spraw sprawiło, że zapragnąłem trochę odsapnąć. Pomyślałem wtedy – To już czas!
Po niemal 6 latach odkurzyłem swój sprzęt, który zawsze gdzieś tam czekał w kącie. Pewnego dnia wybrałem się z wędką nad jezioro Wigry, gdzie po wykupieniu jednodniowej licencji mogłem swobodnie spędzić czas nad wodą.
Okonie zawsze cieszą
Od tego wypadu minęło kilka miesięcy, podczas których w głowie coraz częściej i mocniej słychać było „wykup licencję i jedź na ryby!”. Tak też się stało wraz z 2018 rokiem. Mogłem w końcu swobodnie wybrać się na ryby.
Pierwszy pstrąg w sezonie
Boleń z Bugu na paproszka i okoniowy zestaw
Poranne pstrągi
Wędkowanie sprawiało mi tyle samo frajdy i radości co 6-7 lat wstecz. Co prawda czasu już nie było tak dużo, jednak zawsze, kiedy tego potrzebowałem, znajdowałem się nad wodą. Każda ryba, która złowiłem dawała mi nieopisaną radość, a zwracanie jej wolności ogromną satysfakcję.
Dla takich widoków warto wstać rano
Gdy Ojciec postanowił, że chce kupić łódkę ucieszyłem się. To był kolejny krok w wędkarskim życiu. Dość szybko znaleźliśmy ciekawą ofertę, uzgodniliśmy sprawy telefonicznie i wspólnie wyruszyliśmy po łódź pod Lublin. Potem przyszła jesień i okres, kiedy można było pierwszy raz poważniej wypróbować nowy środek pływający.
Pierwsze pływanie
Łódka po drobnych modyfikacjach
Postanowiłem zapisać mnie i ojca na zawody wędkarskie organizowane przez starych kolegów z „Barweny" nad jeziorem Dadaj.
Pierwsze zawody z łódki
Z chłopakami z barweny
Na starcie dwudniowych zmagań okazało się, że ten okres wędkarskiej banicji tak jakby zupełnie nie miał miejsca. Śmiechom i wspomnieniom nie było końca! Nasza mała łódeczka dzielnie pokonywała niemałe fale i dostarczała mnóstwa emocji.
Zawody z Ojcem
Pomimo problemów ze starym, amerykańskim silnikiem spalinowym (zepsute sprzęgło i praca tylko na ssaniu) spędziliśmy te dwa dni mega zadowoleni. Pomimo braku wyników wracaliśmy z uśmiechem do domu.
Silnik szwankował, ale daliśmy rade!
Na ryby zawsze z uśmiechem!
Po okresie zimowym nadeszła wiosna i nowe plany wędkarskie. Sezon szczupakowy oczywiście nad wodą. Zalew Siemianówka z racji niedużej odległości od Białegostoku był oczywistym wyborem.
Oby jak najczęściej takie widoki nad wodą...
Nad wodą bywaliśmy 4/5 razy w miesiącu. To w zupełności wystarczało na tamtą chwilę. Na którymś z majowych wypadów udało mi się przypadkiem złowić pięknego sandacza. Oczywistością dla mnie było zrobienia pamiątkowego zdjęcia (pierwszy sandacz w życiu!) i wypuszczenie ryby. Gdy ryba wróciła do wody z łódki znajdującej się kilkadziesiąt metrów dalej słychać było brawa na stojąco. To było bardzo przyjemne.
Mam to!
Wracaj do wody
Wędkarstwa z łódki uczyłem się od początku. Całe życie machając wędką z brzegu nie znałem tej strony pięknego hobby.
Podczas kolejnej wyprawy, na którą umówiłem się ze starym znajomym miało miejsce zauroczenie łowieniem sandaczy. Zobaczyłem inną technikę, inny sprzęt, inne ryby i byłem zafascynowany tym jak można selektywnie łapać ryby. Wynik 1 (ja): 11 (Mateusz) a dodać trzeba, że pobił on swój rekord i wyholował pięknego, 90 cm sandacza.
Mój rekord
I jego powrót do wody
Rośnij!
90-tka Mateusza
Niestety moja ulubiona wędka nie pomagała mi tym razem przy łowieniu. Nie byłem w stanie zobaczyć i wyczuć pojedynczych puknięć. Toteż na kolejną wyprawę miałem już odpowiedni kij... Wtedy też się zaczęło... Bardzo szybko udało mi się rozgryźć, wyczuć i łowić piękne zandery.
Osobisty rekord okonia – 36 cm
Inne jesienne okonie
Kolejny piękny sandacz
Ostatnie pływanie sezonu
Nad wodą bywałem już częściej i dłużej. Po intensywnym sezonie na Siemianówce i dniach, kiedy ręce bolały od holowania ryb przyszło zakończyć sezon w listopadzie.
Czasem jeszcze uda się z brzegu po pracy
Nic tak nie smakuje jesienią
Zima minęła, wiosna w pełni. Plany wędkarskie mam znowu, dziecko w drodze, a ja mogę śmiało powiedzieć - „Wróciłem do wędkarstwa!”
Bartek Radź *Beny*
Komentarze
Cytuję TJ:
Moim zdaniem nie przestało. Wystarczy spojrzeć na YT - kto nagrywa filmy i je ogląda. Atrakcyjne przestają być rzeki, jeziora czy jakieś tam okonie, o płoci już mało kto pamięta. Dziś jest szał na największego karpia albo jesiotra ;)
PS. Artykuł bomba - nie dość, że wróciłeś do wędkowania, to jeszcze z przytupem :-).
Ale na nowy sezon spełniam kolejne w sumie poniekąd "wędkarskie" marzenie
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.