Dokładnie rok temu z najważniejszego ośrodka badawczego wysyłającego alarmujące komunikaty o zmianach klimatu wyciekła poufna korespondencja, świadcząca o tym, że prominentni badacze fałszowali dane, tak aby za wszelką cenę udowodnić tezę o ocieplaniu się klimatu.
W komisji ochrony środowiska Senatu USA złożony jest raport podpisany przez kilkuset czołowych naukowców, w tym laureatów Nagrody Nobla i byłych członków Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC), kwestionujący hipotezę o wpływie człowieka na klimat. Przeciwko manipulacjom danymi - od Polski po Japonię - protestowali naukowcy z całego świata.
Jednakże zwolennicy hipotezy o zagładzie ludzkości wskutek efektu cieplarnianego idą w zaparte. W ciągu ostatnich dwóch lat na same konferencje ONZ wydano ponad 300 mln USD, a roczne budżety na badania nad klimatem wynoszą miliardy dolarów. Tegoroczny szczyt klimatyczny w Meksyku zgromadził 22 tys. delegatów, głównie związanych z lewicą, wspomaganych przez pozarządowe organizacje ekologiczne oraz gwiazdy polityki i popkultury. W tym roku czołowymi postaciami konferencji będą: Arnold Schwarzenegger, Scarlett Johansson i jak zwykle noblista i laureat dwóch Oskarów - Al Gore, który twierdzi, że na Śląsku zanieczyszczenie powietrza jest tak duże, iż dzieci uczą się w kopalniach, a człowiek to rak niszczący "Matkę Ziemię".
Z powodu wyczerpywania się argumentów zwolennicy cieplarnianej histerii muszą składać coraz bardziej dramatyczne oświadczenia. W tym roku na przykład wskazują, że do 2060 r. temperatura wzrośnie już nie o 2 stopnie Celsjusza, ale o 4. Lewicowa proweniencja tego grona "naukowców" znajduje odzwierciedlenie w wysuwanych propozycjach - profesor Kelvin Anderson, dyrektor Tyndall Centre for Climate Change Research, wezwał np. do wprowadzenia kartek na artykuły konsumpcyjne w krajach rozwiniętych, podobnie jak to miało miejsce w czasach powojennych. Zgodnie z doktryną socjalistyczną ludzkość może zostać uratowana przez centralne planowanie.
Przeciek przeciekowi nierówny
Ekologiczni propagandyści zmienili też pewne kwestie w swoich komunikatach. Przez ostatnie 20 lat zgodnie twierdzili, że największą trucizną i gazem cieplarnianym jest dwutlenek węgla. Ponieważ każdy, kto skończył szkołę podstawową, wie, że dwutlenek węgla jest gazem niezbędnym do funkcjonowania życia na ziemi, a 98 proc. wszystkich gazów cieplarnianych stanowi... para wodna, dogmat ten nie wytrzymał próby czasu. Obecnie dużo mówi się o metanie, wskazując na jego rekordowe stężenie w atmosferze. Winę za fałszowanie wyników pomiarów zrzucono zaś z naukowców na... urządzenia pomiarowe, które miały "fałszywie zaniżać tempo ocieplenia".
Steve McIntyre - jeden z czołowych sceptyków klimatycznych, autor blogu "Climate Audit", podkreśla hipokryzję mediów głównego nurtu, takich jak "New York Times". Obecnie media pasjonują się wyciekami na WikiLeaks.org ujawniającymi kulisy dyplomacji USA. Tymczasem dokładnie rok temu zgodnie przemilczały wyciek dotyczący fałszerstw klimatycznych prominentnych i pracujących za publiczne pieniądze naukowców. Właśnie "New York Times" rok temu odmawiał cytowania i podważał wiarygodność kompromitujących przecieków z Uniwersytetu Wschodniej Anglii, ponieważ "dokumenty zdobyto w sposób nielegalny i zawierają one prywatną korespondencję, która nie była tworzona po to, by ujrzeć światło dzienne". Oczywiście pielęgnującym wysokie standardy etyczne wydawcom "New York Timesa" nie przeszkadza obecnie publikacja prywatnej korespondencji dyplomatycznej, zawierającej klauzule "tajne" bądź "poufne".
Jaki jest więc cel wydawania co roku miliardów dolarów na badania nad zmianami klimatu, który zmieniał się i będzie się zmieniał, niezależnie od woli polityków?
Rząd światowy w służbie klimatu?
Dostrzegam tu co najmniej trzy aspekty. Pierwszy ma wymiar polityczny - celem klimatycznej hucpy jest stworzenie międzynarodowej instytucji koordynującej globalne emisje gazów cieplarnianych za pomocą globalnego porozumienia państw-sygnatariuszy. Oznaczałoby to wprowadzenie centralnego planowania na skalę światową i pośrednio zrzeczenie się części suwerenności narodowej na rzecz quasi-rządu światowego sprawującego funkcje gospodarcze (rozdzielającego uprawnienia do emisji, czyli decydującego o poziomach produkcji poszczególnych krajów). Drugim aspektem jest strona ekonomiczna, czyli zastąpienie starszych technologii nowszymi, co promuje kraje i przedsiębiorstwa zaawansowane technologicznie, a kraje rozwijające się i niedorozwinięte utrzymuje w bezpiecznym dystansie do najbogatszych. Trzeci wymiar związany jest z ideologią skierowaną przeciwko życiu ludzkiemu. Jeśli kwestionuje się pożyteczność efektu cieplarnianego (bez niego na Ziemi panowałyby ujemne temperatury i życie nie rozwijałoby się), uznaje się CO2 za truciznę, człowieka określa się mianem nowotworu i zbędnego emitenta gazów, a za najskuteczniejsze narzędzia ograniczania emisji uważa się zatrzymanie wzrostu gospodarczego i tzw. kontrolę urodzeń za pomocą antykoncepcji, aborcji i eutanazji na życzenie, to musimy z całą stanowczością stwierdzić, że ten ruch jest ruchem przeciwko ludzkiemu życiu.
Złoty interes dla biurokratów
Co zatem powinniśmy robić, czego wymagać od reprezentujących nas polityków? Przede wszystkim nadszedł czas na zadanie fundamentalnych pytań o prowadzoną politykę klimatyczną, która przecież dotyka wszystkich obywateli płacących coraz więcej za prąd i ogrzewanie.
Na jakich podstawach naukowych opiera się prowadzona polityka, skoro od wielu lat wiadomo, że są one bardzo kruche, pełne politycznie poprawnej demagogii i z dużym prawdopodobieństwem zawierają więcej fałszu niż prawdy?
Po drugie, jakie efekty przyniosła dotychczasowa polityka warunkowana Protokołem z Kioto czy europejskim systemem handlu pozwoleniami na emisję CO2? Czy naprawdę ktokolwiek racjonalnie myślący wierzy, że politycy zyskali moc sterowania klimatem tak jak klimatyzacją w samochodzie i że obniżenie poziomu emisji CO2 w Europie doprowadzi do zmniejszenia temperatur w Afryce czy Azji?
Wreszcie: ile to wszystko kosztuje, skoro zapłacą za to głównie konsumenci, szczególnie w takich krajach, jak Polska, gdzie energetyka oparta jest na spalaniu paliw kopalnych?
Prezydent Czech Vaclav Klaus w swojej książce "Europeizm" zwraca uwagę, że obecnemu dążeniu biurokratów do jak największej władzy towarzyszy redukowanie odpowiedzialności za jej sprawowanie poprzez rozmywanie prawa oraz unikanie społecznej kontroli obywateli, dzięki wirtualnemu poparciu organizacji pozarządowych kontrolowanych zresztą przez tych samych biurokratów.
Wydaje się, że szczyty klimatyczne, na których politycy o wyraźnych inklinacjach lewicowych dążą do zwiększenia swoich uprawnień na fali ekologicznego entuzjazmu, podsycanego przez organizacje typu Greenpeace czy WWF, są właśnie przejawem opisywanej przez Klausa tendencji.
Cóż z tego, że spoglądając przez okno, mamy wrażenie, iż coś się tu nie zgadza. Jak mawiał klasyk: jeśli fakty nie zgadzają się z przyjętymi założeniami ideologicznymi, tym gorzej dla faktów!
Autor jest prezesem Instytutu Globalizacji, wydał książkę "Mitologia efektu cieplarnianego", za którą w 2009 r. otrzymał międzynarodową nagrodę Templeton Freedom Award. Niniejszy artykuł zamieszczono za zgodą autora z bloga www.teluk.net.
Tomasz Teluk
Komentarze
Okazuje się, że mimo coraz większej presji na konieczność ochrony środowiska, mimo zwiększania (i to znacznie) nakładów na ten cel, mimo potęgowania działań mających na celu ochronę tegoż, środowisko coraz bardziej jest degradowane. Nachodzi mnie nieraz (a ostatnio chyba coraz częściej) myśl, że taka jest kolej losu, że żadne działania nie zahamują tego procesu. Za jakieś tam 500 lat czy może 1500 lat postęp cywilizacji doprowadzi do zniszczenia świata. Przy działaniu człowieka w kierunku ochrony środowiska okres ten przedłuży się może o 50 lat. Jaka jest więc różnica, czy świat będzie istniał jeszcze 1500 lat czy może 1550?
Taka mnie naszła jakaś refleksja :(
Czytałem teorię o okresowych zmianach temperatur na naszej planecie (wahania w przedziale tysięcy lat) i to jest bardziej dla mnie wiarygodne.
A jeśli chodzi o wpływ człowieka na całość środowiska, to chyba @wiech54k ma rację, chyba że cały świat opamięta się i zmieni całkowicie swoje podejście do tematu. W to niestety nie wierzę, zawsze ktoś chce zrobić interes na czymś.
Wgryzłem się w linka - Instytut Globalizacji i z przykrością muszę stwierdzić, że ja za taki kierunek rozwoju dziękuje. W imieniu własnym jak i potomstwa mojego.
http://globalizacja.org/node/173
Dla Japonii to może być faktycznie niekończąca się opowieść......
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.